Mam spore zaległości na blogu a wszystko za sprawą nowych obowiązków i pracy na horyzoncie. Wszystko oczywiście potoczyło się w dość błyskawicznym tempie i praktycznie z dnia na dzień okazało się, że zaczynam nową pracę. Negocjacje to temat na osobny post. Szkoła, w której uczę angielskiego, nosi wdzięczną nazwę: Good Hope School i jest podzielona na sektor przedszkolny, podstawowy i średni. W samym sektorze podstawowym uczy się ok.1300 dziewczynek, bo trzeba tutaj wspomnieć, że jest to szkoła żeńska. Pierwszym i najwyraźniejszym wrażeniem jakie sie odnosi po przekroczeniu progu szkoły jest dyscyplina. Mundurek, codzienny poranny apel porządkowy, etykieta, to elementy, których raczej sobie nie przypominam z polskiej szkoły, może tylko z opowieści rodziców. A stosunek uczniów do nauki jest zaskakująco pozytywny bo jak usłyszałam, to bilet do lepszej przyszłości. Poziom znajomości angielskiego wśród dzieci w wieku od 6 do 12 lat onieśmieliłby niejednego polskiego licealistę. Dość powszechną praktyką wśród tutejszych rodziców jest zapisywanie dzieci na zajęcia angielskiego w wieku 6 miesięcy, a wszystko by dziecko było bilingualne.
|
Poranny apel w Good Hope School |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz